Mogłabym zacząć tę historię na tyle różnych sposobów. Każda byłaby prawdziwa, i każda w inny
sposób zaskoczyłaby swą niedorzecznością i niezwykłością. A przecież to moje życie, prawdziwe, niewymyślone, … zwykłe.
Zaczęło się ono kilka
razy i w sumie nie wiem, który początek jest ważniejszy. Oczywiście, dla
rodziców moje życie zaczęło się z chwilą poczęcia bądź porodu; nigdy jednak nie
mogłam dowiedzieć się dość szczegółów, by móc sobie wyobrazić moje miejsce i
rolę w czasach, gdy mnie tu jeszcze nie było. A szkoda. Tym jednak sposobem,
moja rodzina sprzed mego narodzenia jawi mi się jako byt jeszcze mniej realny
niż dla ateisty Bóg.
Dla mnie życie zaczęło się, gdy po raz pierwszy
poczułam, że ktoś mnie kocha (ale o tym później). Z perspektywy czasu, pierwsze -naście lat tego życia mogłabym
określić „życiem bez miłości”. Cały niemal czas czułam się jak narkoman na
głodzie. Z tą jednak różnicą, że on wie, czego mu brakuje. I ja zawsze czegoś szukałam,
niekoniecznie czegoś nazwanego, ale wiedziałam, że muszę to znaleźć. Dopiero
gdy znalazłam, zrozumiałam, że szukałam miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam!